3/27/2011

Jest takie miejsce na ziemi....cz.7

Witajcie.Dzisiaj znowu trochę moich wspomnień.

Niedaleko chaty pradziadka ,na górce mieszkała kuzynka mojej babci z synami i swoim tatą.Miała na imię Hanka i mówiliśmy do niej ciociu.Miała mniej więcej tyle lat co moja babcia.Tata cioci był mężem siostry mojego pradziadka.Jego pamiętam dobrze miał na imię Franek ,jego żony nie znałam.Ciocia Hanka miała gospodarstwo i zwierzęta.W stajni do której uwielbialiśmy chodzić były krowy,świnie,króliki i kury.Pod sufitem były gniazda jaskółek.Krowy latem od bladego świtu pasły się na łąkach koło jej domu.Uwiązane na długich łańcuchach prowokowały żeby je drażnić i robić zakłady kto bliżej podejdzie.Strasznie bałam się krów."Krowie placki" jak  ciocia i babcia nazywały krowie łajno,codziennie były zbierane i zanoszone na grządki pod uprawy.Ciocia przynosiła tez  te krowie placki babci do jej ogródka bo babcia nie miała swoich krów.Pamiętam tez jak raz ciocia miała byka ,to dopiero było straszne dla nas dzieci.Wystarczyło jak łeb  odwrócił w naszą stronę ...brrrr....

Co rano, gdy jeszcze spaliśmy ciocia przychodziła do chaty i przynosiła nam mleko prosto od krowy ,jajka.Pamiętam że często ciocia przychodziła na bosaka ślizgając się po porannej rosie.Siadał wtedy w izbie koło stołu i plotkowały z babcią.Ja udawałam że śpię ,a podsłuchiwałam o czym mówią:)Uwielbiałam te poranki i mleko z pianką.

Na wieczorne dojenie chodziliśmy do stajni i patrzyliśmy jak ciocia wszystko szykowała.Myła wiadro ,do drugiego nalewała wody i ono służyło do mycia wymion.Zakładała chustę,stawiała zydelek i doiła.Pamiętam ten dźwięk mleka uderzajacego o puste dno wiadra ...Mówiła do nastąp się :)Chciała dać nam spróbować doić ,ale bałam się okropnie dużego zwierzęcia.


Na zdjęciu sufit izby z lampą.Prąd doprowadzono tam chyba w latach 50





Góra drzwi izby przyozdobiona koronką.

7 komentarzy:

  1. No - już myślałam, że sie nie doczekam kolejnej części wspomnień :)
    Mam podobne z dzieciństwa, z tym, że jak wszyscy byli zajęci, to potrafiłam podejść pod krowę z garnuszkiem i utoczyć sobie nieco prosto do picia:D W życiu nie zrobiłabym tego dzisiaj i sama sobie się dziwię, jak mogłam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. tylko do 3 lat mieszkałam w domu i tam nie było zwierząt niestety oprócz kota, a potem zaczęły się przeprowadzki jedna za drugiej i trwa to do dziś i cały czas z bloku do bloku tylko miasta i kraje się zmieniają :)) Tak że nie wiem za specjalnie nawet jak to mieszkać w domu własnym, ale strasznie o tym mażę :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniałe wspomnienia, mam też kilka takich.Żałuję, że moje dziecko nie ma już do kogo na wieś pojechać. Zostaje agroturystyka.. od święta..

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja należę do tego pokolenie, które ...doiło krowy ręcznie (nie dojarką),a po szkole pasło się krowy.Stado mego taty było ogromne.Zawsze 6 krów dojnych i około 12 szt. tzw.młodzieży, już nie cielaków, ale jeszcze nie dorosłych.Krowy były bardzo spokojne.Same stawały na miejsca do dojenia.A nasze tak były do nas przywykłe, że w czasie żniw doiliśmy je wieczorem na polu.Na ranny udój dopiero wracały do domu i od wczesnego popołudnia znów na polu.Ręce mdlały od dojenia.
    Pięknie opisujesz.Ciepło.i ta tęskna nuta...

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam,czytałam i podziwiałam .Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aguś czytam te twoje wspomnienia i są bardzo piękne, czyta mi się je bardzo fajnie :)Super że masz co wspominać i masz piękne wspomnienia :)Śliczne są także te wszystkie fotki, wyobrażam sobie jak tam było pięknie i przytulnie :)

    Pozdrawiam :)
    Tin-Tin

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo...